niedziela, 18 marca 2012

Pierwsze wyjście w świat :)

Postanowiłam że zrobię koleżance na trzydziestkę naszyjnik. Zostaliśmy zaproszeni na imprezę w sobotę zaledwie w środę, więc oczywiście d.pa z tego że zamówiłam dostawę kurierem - i tak nie doszło wrrrrrr! i musiałam robić z tego co miałam. Marzył mi się naszyjnik z wielu nici lnianych z perełkami w odcieniach szarości (bo to taka szaromaniaczka, jak ja), ale musiałam docenić to co miałam zgromadzone wcześniej, czyli mnóstwo czarności i mnóstwo turkusów (onyksy, lawa, howlity, turkusy, muszelki paua, białe korale).

Oczywiście jak zwykle wydawało mi się zupełnie błędnie, że to nie będzie trudne. Splątałam się z 15 razy i pokleiłam sobie łapy i wszystko wokół... I w ogóle to powinno być więcej mniejszych koralików, ale miałam tylko to na stanie no i wyszło zupełnie inaczej niż chciałam i sobie wyobrażałam, ale uznałam że może być:


I do tego prościutkie kolczyki:


 Zdjęcia na sobie też mam, tylko najpierw muszę się podretuszować ;)

wtorek, 13 marca 2012

Recykling i genialne spostrzeżenia

Odcięli mi perfidnie internet, ale I'm back!


Nie to żeby jakiś stos prac czekał na pokazywanie... Ostatnio mam mało czasu, bo chodzę z Młodą 3x w tygodniu do przedszkola i całe dnie wyjęte prawie (a głównie spanie, czyli jedyny czas, kiedy można coś w spokoju porobić), a teraz z kolei choruje, więc trzecia noc z rzędu nieprzespana i sama już ledwo zipię - albo się znowu rozkładam, albo to z niewyspania...

Ale dość użalania się nad sobą. Oto co powstało z poszwy ikeowskiej, której już nie używaliśmy (bo kolorystyka sypialni się zmieniła), a za to jest fajna bo w wielkie i mniejsze grochy: poszewka dla Dzidzi, bo jej owszem takie kolorki pasują, a te poszewki co miała, to już dawno nabawiły się niespieralnych antybiotykowych i innych plam. Prosta rzecz, a cieszy (albo nadużywam tego sformułowania, albo wszystkie moje wytwory tak można podsumować ;)). Wlot najzwyklejszy i najwygodniejszy moim zdaniem:

 
 

I do tego kocyk do przedszkola z tej samej poszwy, podwójnie złożonej watoliny (zimno tam jest) i lamówki ze skosu z allegro - śliczna jest, ale wąska (18mm) jak na moje skromne progi. I tu przechodzimy do odkrywania oczywistości: prościej nie zawsze znaczy prościej naprawdę, a lepsze jest wrogiem dobrego (ale dziś frazesuję...). Stwierdziłam że po co szyć z dwóch stron, jak można przeprasować lamówkę po połowie i przyszyć od razu jednym szwem. Mniej roboty? Nic bardziej mylnego... Oczywiście połowa nie zawsze jest połową, i okazuje się że albo jechałam za blisko krawędzi i po drugiej stronie nie złapała się lamówka, albo za daleko i wtedy nie złapał się ani materiał z drugiej strony, ani watolina... Lista fakapów jest dłuższa od mojego wywieszonego jęzora jak skończyłam. Najbardziej spektakularne niepysznie 'prezentują' się poniżej, w końcu nie ma się czego wstydzić, nie? ;)))))

 
 
 

W ferworze prucia udało mi się też przekroić materiał 5mm przed krawędzią... Zazygzakowałam go i przykryłam 'metką' z podpisem, bo cóż było robić?

 
 

Ale za to wraz z tasiemkami dostałam takie śliczności sukieneczkowe, które czekają na powrót wiary w moje możliwości szwalnicze ;)


Ja do męża: ale powiedz, nie rzuca się tak strasznie w oczy ile tych fakapów, co?
Mąż: nie, zobacz wcale się nie rzuca, spokojnie leży...

ROZWIĄZANIE ZAGADKI  z poprzedniego posta: niestety, nikt nie wygrał nagrody ;) bo to najzwyklejsza tasiemka bawełniana w wieku lat 20-30, po burzliwym spotkaniu z innymi mokrymi elementami podczas zwykłego programu w pralce :P Powiem jedno: stare koronki są o dziwo bardziej wytrzymałe niż stare tasiemki...

niedziela, 4 marca 2012

Żółto-szaro

Ostatnio na blogach widziałam w kilku miejscach żółtości z szarościami. Sama choruję ostatnio na takie połączenie i pracuję nad uzyskaniem go choć w jakimś stopniu w swoim pokoju. Ale tym razem nie o tym :)

Kupiłam sobie na początku przygody z szyciem (czyli ze dwa miesiące temu :)) trochę taniego żółtego poliestru a'la bawełna (taki był opis, nie wiem co tu jest a'la niby...) do ćwiczeń, ale oczywiście mi się nie chciało nic szyć 'próbnie',  a trzeba było dziecku jakieś worki zrobić do przedszkola na pościel, ubranka i inne fidrygały, to mama mi powiedziała: to zrób z tego poliestru, on akurat jest taki cienki, mocny i śliski, na worki jak znalazł. Pomyślałam żeby go ozdobić w szarościach i ku swojej uciesze znalazłam u mamy mnóstwo resztek w kolorach b&w&grey ;) i pomyślałam o literkach. Potem wyszperałam w allegro szarą koronkę, która jest śliczna!

Niestety materiał się słabo aplikuje, bo jest za cienki, a materiały aplikowane też każdy inny: cienkie, grube, dzianinowe, jedwabnopodobne, dlatego też się strasznie pomarszczyło, ale nic to - i tak lubię te worki. No i ten żółty może za mocny, ale za to jestem z siebie dumna że w lenistwie swym nieskończonym wpadłam na pomysł żeby tunel na sznureczek zszywać od razu z tym sznurkiem w środku, coby uniknąć przewlekania :D


A od mamy dostałam jeszcze całe tłumy materiałów najróżniejszych i całe pudło skarbów pasmanteryjnych, ale to temat na innego posta. Na razie Wam pokażę jako zajawkę to - ciekawe czy ktoś zgadnie co to takiego? ;)


Kuuuurka czy u Was też są takie problemy z dodawaniem zdjęć z komputera? Ładuje się 100 lat, potem znika, albo się wiesza i w ogóle nie chce się wstawiać wrrr...

piątek, 2 marca 2012

Motylkowo i fuksjowo

Ostatnio nastąpiła wiekopomna chwila i zdjęliśmy szczebelki w łóżeczku naszej 27-miesięcznej Szczebiotki. Kompletnie poroniony pomysł, ale nie było już wyjścia, bo długaśna noga była już prawie przekładana przez barierkę i skończyło by się niechybnie rysą na podłodze albo na czole (osobiście obstawiam to drugie, ale to tylko dlatego że parkiet jest z egzotyka ;)). Oczywiście nie ma mowy o spokojnym leżeniu w łóżeczku przed zaśnięciem, a długie, poprzedzone zabawą zasypianie stało się po prostu bardzo długim zasypianiem poprzedzonym długą zabawą...

Ale do rzeczy, bo przecież nie o tym chcecie czytać. Jeśli w ogóle chcecie coś czytać, a nie tylko oglądać ;) Ponieważ nie uśmiechał mi się zakup niepasującej kolorystycznie i straszącej śrubami barierki ochronnej, a mała Wiertarka wierci się okrutnie przez sen, to trzeba było coś poradzić, żeby nie wylądowała na rzeczonym egzotyku. Wysokość w zasadzie to żadna, ale mogłaby się ze zdziwienia obudzić, a mamusie bardzo nie lubią nocnych pobudek, szczególnie takie śpioszydła jak ja :)

O jezu, tyle ględzenia i w końcu do rzeczy: no osłonkę taką uszyła, prostą jak drut, a że utknęłam na poduszkach i workach do przedszkola, to chociaż to obfociłam:

 

Ma taką przewagę nad przykręcaną osłoną, że jak już się kończy czas na zabawę i trzeba się położyć, to przyczepienie jej przypieczętowuje niewychodzenie z łóżeczka, choć go nie umożliwia... ;)

Dobranoc :)