Miałam taką starą komodę paskudną z brw w okleinie brązowej drewno-niby-podobnej. Chciałam ją sobie wstawić do gabinetu, ale mąż zaoporował że będzie straszyć zza drzwi nawet, co skłoniło mnie do wzięcia jej w obroty, bo przecież nic nie tracę nawet jak nie wyjdzie!
No więc postanowiłam że korpus będzie biały, a szuflady w dwóch kolorach
jasnoszarym i grafitowym. Zaopatrzyłam się w białą farbę, pigment (co
zabawne, jak poprosiłam w sklepie z farbami białą akrylową do drewna
tikurilli, to pan zapytał: "a do tego czarny pigment pewnie?" Wszystkie
laski malują na szaro najwyraźniej :))
pędzle, papier ścierny i nawet rękawiczki gumowe (ale wolałam się
pobrudzić artystycznie), mąż pojechał na trzydniową integrację, więc w
spokoju sobie dłubałam w garażu przez dwa wieczory. Ze trzy, góra
trzyipół godziny mi to zajęło ;)
Gałki są najlepsze z możliwych wybranych w LM, nie byłam do nich przekonana, ale fajnie pasują. Na zbliżeniu widać mazy - na początku chciałam to szlifować, ale
lenistwo wygrało i jeszcze dorobiłam do tego teorię że to teraz wygląda
jakby to było pomalowane drewno :) Ale faktem jest, że komoda nabrała szlachetności, aczkolwiek już gorzej wyglądać nie mogła...
1 komentarz:
super komódka wyszła ... :D
Prześlij komentarz