wtorek, 30 października 2012

Przedstawiam Wam moje drugie dziecko

Czy nie macie czasem wrażenia że większość sklepów z tkaninami jest przeniesionych żywcem z komuny? I oferta się nie zmieniła i ciągle te bure wełny i ponure garniturowe pasiaki i co najwyżej jedwabie za 120zł/m?

A na internecie owszem piękne bawełny z USA po 40-50zł/m - no super są i naprawdę niektóre śliczne, ale trochę drogawo (szczególnie dla bezrobotnej ciężarówki... ;)))

Mnie to na przykład rozwala. I dlatego, skoro zostałam przez fantastyczną korpo uziemiona na garnuszku ZUSu, to postanowiłam coś z tym zrobić. I zaoferować Wam sklep, w którym można kupić piękną bawełnę nie rujnującą portfela. I trochę innych rzeczy. Co Wy na to?

Zapraszam tu: sklep z tkaninami.
I na mój nowy blog, poświęcony mu: blog sklepu House of Cotton.



A synuś jeszcze w drodze, jakby się kto zaniepokoił ;) Został jednak wyprzedzony w kolejce i teraz będzie moim trzecim dzieckiem - no sorry, selawi ;)))

poniedziałek, 29 października 2012

2 weeks to go!

Już mam mało, barrrdzo mało czasu do wyklucia Pisklęcia. BTW - nowa propozycja: Leonard. Co Wy na to? To taki lekki kompromis między Leonem a... całą resztą ;)))


Zarobiona jestem ostatnio w dodatku czymś zupełnie nie-niemowlęcym, więc czasu mało i dlatego mało piszę. Mam nadzieję że mi wybaczycie, jak tylko się dowiecie co to takiego jest, co mnie tak pochłania, bo już niedługo mam nadzieję się tym z Wami podzielić :P

Ale udało mi się w końcu obfocić skończone już dawno, wykończone całkiem niedawno (mąż piłował mi dwie listewki przez jakieś 2 miesiące i nie, nie robił tego tępą łyżką...), voila:


Ochraniacz jest ze starego ochraniacza Ninki, który się dość mocno zdefasonował, bo był byle jak przepikowany. Oczywiście sklepowy :) Mój ma zdejmowalny pokrowiec i nie trzeba prać całości :) W dodatku pasuje na łóżeczko i ma troczki na środku, dzięki czemu nie klapie nad główką, tak jak klapał Nince - miała łóżeczko 140x70 a nie 120x60 i środkowy panel był za wąski, więc troczków w rogu nie dało się zawiązać w rogu, poza tym miało pełne wezgłowie, a nie szczebelkowe, a teraz w najtańszym na świecie łóżeczku z Ikei wezgłowie jest szczebelkowe i można sobie przytroczyć.

Przy okazji - ma ktoś patent na obrzucanie tasiemki bawełnianej?.... Bo mnie to zmordowało, nie da się tego ładnie podłożyć, bo maszyna strasznie męczy tę luźno tkaną wąską końcóweczkę, a że miałam do obrzucenia 28 w sumie tych tasiemek, to naprawdę miałam dość. To był jedyny niemiły aspekt szycia, reszta poszła łatwo i przyjemnie.

Przybornik na łóżeczko jest usztywniony sztywnikiem, kieszonki podflizelinowane, na górze i na dole listewka dla usztywnienia i można go obciążać. Tzn. zobaczymy ile zniesie, jak już mi do niego będą pakować co się da mali pomocnicy ;) Torba na pieluszki też ma od góry listewkę, wnikliwe oko zauważy że może i owszem mąż w końcu dociął, ale nie tak jak trzeba (to akurat mea culpa) i zanim poprawi, to pewnie Młody będzie do przedszkola chodził.... Dno usztywnione sztywnikiem (wszystkie torby na pieluszki, jakie oglądałam wcześniej w sklepach celem dowiedzenia się, jak to się robi :) miały jakąś kretyńską wyjmowaną tekturkę czy inny plastik do usztywnienia dna. Nie podobało mi się, więc się zaopatrzyłam w sztywnik. Boki i przód podflizelinowane.

I dumna jestem z siebie niepomiernie :)


A dla Was zagadka: co jest nie tak na tym zdjęciu, przedstawiającym widok z okna mojej jadalni? :)













Rozwiązanie zagadki: liście powinny być pod śniegiem, a nie na nim :)
BTW pogoda mnie ostatnio zachwyca - piękna polska złota jesień, jaką pamiętam z dzieciństwa, z dnia na dzień głęboka zima.... Ja tam osobiście nie pamiętam żeby było tak, że pierwszy śnieg leży głęboką warstwą, a nie roztapia się za 5 minut tworząc breję. A żeby rankiem móc ujrzeć kopy śniegu, który przez noc zwalał się z dachu to już naprawdę coś! Czuję się jakbym mieszkała w górach! Uwielbiam góry! I czuję już atmosferę Świąt - tak na mnie działa to światło, roznoszące się po domu kompletnie inaczej przez odbicie od śniegu dookoła - jest pięknie!!! :)

czwartek, 18 października 2012

Sukienusia dla przypomnienia lata

Dawno uszyta - w końcu obfocona: sukienusia letnia dla Ninki. Jak widać nie tylko letnia, bo z golfikiem i grubymi rajstopami zdała egzamin jeszcze teraz, a wygląda w niej słodko, no powiedzcie same:



Miało być z zapasami, żeby mogła długo ją nosić (podłożenie i szwy boczne), ale nie tak, żeby była cały czas za duża (już jedną kieckę z Burdy na wyrost jej uszyłam i wygląda w niej paskudnie jak w worku po prostu...), a że Dziecię ucieka z dzikim wrzaskiem przed centymetrem (bawić się nim to tak, ale jak trzeba zmierzyć obwód klatki, to jest tak, jakbym ją prądem raziła - nie wiem o co chodzi, jakiś zły sen miała w którym centymetr zmieniał się w boa dusiciela czy co???), to robiłam na oko i na bazie innych sukienek, ergo jest megadopasowana w korpusie ;) i dość króciutka, ale przez to urocza. A za rok się popuści szwy ;)

W wersji z białym bardziej mi się podoba, tu na zdjęciu przed przeróbką ramiączek, które za bardzo pod pachami były no i fota z komórki, a modelka gapi się w tv, więc widać słabo...




Dziewczynki dzieciate - korzystałyście z rożków/becików? Bo ja przy Nince nie miałam, ale teraz uznałam że to się tak łatwo szyje, że może Młodemu uszyję? Tym bardziej że jesienny będzie, to na spacery do wózka się może przydać, ale nie wiem sama... Bo generalnie idea krępowania ruchów dla uspokojenia kompletnie do mnie nie przemawia, więc to tylko ocieplenie takie byłoby, a niby można zwykły kocyk uszyć...

środa, 10 października 2012

Woreczek dla kaprysu

Nie wiedziałam jak się robi takie woreczki ściągane z dwóch stron. No więc postanowiłam usiąść i wymyśleć. I jest - może to się i robi inaczej, ale mój działa i jestem happy :)


A od środka tak wygląda:


Oczywiście żadnego przeciągania tasiemki i bawienia się agrafkami (pokłuć się można z rozpaczy) - po prostu od razu zaszyłam tunel z tasiemkami w środku. A tasiemki to przeszyta na pół lamówka :)

Lubię takie krótkie piłki :P


A w domu pojawiło mi się dziś za sprawą kuriera o nieludzkiej godzinie 7:30 rano wieeeelkie pudło z pysznościami: kropeczkowym wózeczkiem :D :D :D Dziś wieczorem zgwałcę małżonka (choć mi niby nie wolno... ;)))) żeby go złożył i będę się chwaliła!!!

Uszyłabym do niego girlandę z imieniem, no ale z tym imieniem.... Nowe-stare opcje, jakie oboje jesteśmy w stanie łyknąć (bo wobec Leośka stanął mi małż okoniem wrrrr!) to: Henryk-Henio i Nikodem-Niki... I co Wy na to? ;)

sobota, 6 października 2012

Dlaczego czasem nie warto się spieszyć...

Zwlekaliśmy i zwlekaliśmy, a czas tyka nieubłaganie i do rozwiązania mamy teoretycznie już tylko miesiąc z kawałeczkiem, więc wypadałoby w końcu kupić wózek. Wózki to ja już oglądałam w pierwszym miesiącu ;) ale dopiero udało mi się zaciągnąć męża, żeby jakąś decyzję podjąć. Tzn. żeby potwierdził moją decyzję raczej :P

Dziś pojechaliśmy do sklepu, w którym był wózek idealny, tzn. standard (pompowane koła, dobre amortyzowanie, skrętne 4 koła) + żeby miał dużą spacerówkę - bo nasza latorośl w swoim wózku się już ledwo mieściła jak miała 1.5 roku - nie żeby to był w sumie jakiś wielki problem, bo i tak już wtedy wszędzie chodziłyśmy za rączkę, ale czasem w wózku jest wygodniej, a że USG mówi że Bezimienny jeszcze większe rozmiary może przybierać, to się okaże że mi dziecko wali głową w budkę jak jeszcze chodzić nie będzie umiało :) A ten jest super, fajowy, ładny i duuużo ma miejsca. I wyściółkę w spacerówce z frotte bawełnianej, więc nie będę musiała znowu szyć flanelkowej koszulki, coby się dziecię do wózka latem nie kleiło :)

No i wpadamy, a tam: nowy model rzeczonego wózka, 2 tygodnie temu wprowadzony i zobaczcie jakie cudo:


Nie dość że kropeczki, to jeszcze w kolorach ostatnio przeze mnie szczególnie lubianych, czyli B&W!!!! No piękny po prostu!!! Normalnie w salonie będzie stał chyba! :P I niech się schowają wszystkie Teutonie i Emmaljungi!


Musiałam się tym z Wami podzielić ;)
Buziaki 

piątek, 5 października 2012

Kuchenne ozdobniki

Leżały i kurzyły się w garażu, więc w końcu się zmusiłam do wyciągnięcia, pobejcowania, popastowania i są: tablica czarna i korkowa. Ale korkowa mi się nie podobała, więc ją zaserwetkowałam na groszkowo rzecz jasna :) A ponieważ krawędzie bardzo ciężko zrobić równiutko przy takiej powierzchni klejenia (przynajmniej mi ciężko ;)), to dałam dookoła tasiemkę koronkową. 

Wszystko wisi na ścianie w kuchni, którą kiedyś przewidzieliśmy pod ewentualny telewizor (no co za pomysł, nie? ;)) i straszyła kontaktami - teraz są pod tablicą korkową, skutkiem czego ona niestety brzydko wisi i odstaje, ale pocieszam się że i tak jest lepiej niż z gniazdkami na wierzchu. A pod nią nasz prezent zeszłorocznogwiazdkowy - kalendarz ze zdjęciem Pierworodnej :D

No i przy okazji dokończyłam też dawno rozgrzebane drewniane pudełko na serwetki (w zasadzie pomysł na nie był pierwszy, tablice są dokompletowane potem) w tym samym stylu i teraz postarzana szarość stołeczka ma uzasadnienie:


Hehe znowu udało mi się utrwalić na jednej fotce kilka swoich wytworów :P :P :P




wtorek, 2 października 2012

Potrzeba chwili...

Miałam ostatnio długaśne szkoleniowe wypady z domu, więc stwierdziłam że przecież nie wezmę sobie kanapek do torebki foliowej, nie? ;)

No i uszyłam sobie taką prościutką 15-minutową śniadaniówkę z ikeowskiej groszkowej ceratki. Zapina się na guzik z gumkową pętelką, której niepiękne mocowanie zamaskowane jest małym czarnym guziczkiem. Trochę za wysoko tylko ten duży guzik przyszyłam, aczkolwiek prawda jest taka, że się ten materiał tak okrutnie gniecie, że po wyciągnięciu z torby i tak totalnie traci formę... Trzeba było podflizelinować, ale wtedy już właściwości nieprzemakalno-łatwoczyszczące idą się kochać, więc na razie jest jak jest – ładnie tylko do zdjęcia, w użyciu już tylko praktycznie :)