Witam, choć pewnie już nikt tu nie zajrzy po takiej długiej nieobecności :(((
Więc było tak: jak wiecie wywalili mnie z pracy po poronieniu, przy czym na odchodnym szef mi mówił że musiał, że redukcja, że on by nigdy i że żałuje i ceni, a jak mi się uda zajść w ciążę na wypowiedzeniu to oczywiście wracam automatycznie. No pewnie, wiadomo, nie?
I udało się... :D Niestety, szef okazał się asem dwulicowości i makiawelicznym podstępem podsunięto mi porozumienie stron, a nie normalne wypowiedzenie. Co to ma za znaczenie, zapytacie? A no ja też nie wiedziałam i ta niewiedza kosztowała mnie mnóóóóstwo kasy... Bo okazuje się, że prawo pracy chroni tylko w przypadku wypowiedzenia, a trzymiesięczny okres do końca umowy, jaki miałam zapisany w porozumieniu stron wypowiedzeniem nie jest, w związku z czym jeśli podpisałam je w styczniu z terminem zakończenia umowy w kwietniu, to tak naprawdę stosunek pracy zakończył się w styczniu i jak zaraz w lutym zaszłam w ciążę to bujaj się fela generalnie...
Oczywiście mądre dziewczyny ściemniają ginekologom i podają inną datę ostatniej miesiączki, z której wynika że w momencie podpisania porozumienia stron były już w ciąży, tylko o tym nie wiedziały, ale mądra Dorotka oczywiście uznała, że skoro nawet odchodząc na własne życzenie w czasie wypowiedzenia znajdzie się w stanie błogosławionym, można wrócić do starej pracy, coby nie iść z bębnem do nowej. Więc nie przeszło tej tępotce przez pusty łeb że może porozumienie stron to się inaczej je... I nie naściemniała!!!
Skutkiem czego w Wielki Piątek otrzymała pismo od firmy że s...dalaj i idź na garnuszek ZUSu. A ZUS: taaaaak, będziemy pani płacić do porodu (jaki macierzyński?!?) tyle co pani zarabiała, no chyba że pani zarabiała dużo. A ile to jest dużo? No powyżej średniej krajowej czyli 2 tys netto z haczykiem widzialnym tylko pod mikroskopem...
No wyobrażacie sobie wolnorynkowego ubezpieczyciela który tak działa??? Że przychodzisz po odszkodowanie bo mąż odwalił kitę i nieważne że zawsze płacił megaskładkę, bo i tak dostaniesz tyle samo co każdy inny płacący 4x czy 8x mniej???
Więc tak: najpierw popadłam w złość, potem w depresję, potem w trzymiesięczne przeziębienie szczytujące zapaleniem zatok, z którego nie mogłam nijak się wygrzebać, a to wszystko przetykane jeszcze mdłościami całodziennymi... A potem jak się skończył kwiecień i musiałam oddać służbowego laptopa, to mój prywatny uznał, że to będzie bardzo śmieszne i mi poprawi humor, jak postanowi dokonać żywota... Trupa udało się na szczęście nawet dobrze sprzedać na części, ale nowego (tzn. używanego) szukaliśmy długo i zaliczyliśmy nawet jeden zwrot, tak więc jak już się przestałam nad sobą użalać, wyzdrowiałam i pożegnałam mdłości wraz z pierwszym trymestrem, to nie miałam dostępu do netu specjalnie, bo mąż swojego laptopa strzeże pilnie i wszędzie ze sobą nosi...
Ale teraz, właśnie wczoraj, dostałam w końcu moje nowe cudeńko i mogę pisać i pokazywać!!! Tzn. prawie, bo mi coś się pierniczy z czytnikiem kart, a kilka fotek owszem czeka :)
Tzn. nie napalajcie się tak (Wy, co tu Was wcale nie ma przecież... ;)), bo dopiero od niedawna czuję się na tyle dobrze, że w ogóle mam siłę na pedał maszynowy nadepnąć, więc Was lawiną moich dzieł nie zaleję, ale dziś Młoda pojechała na tydzień na wakacje z dziadkami, więc będzie bal!!! I duuuużo szycia :D
A będę miała synka dla odmiany! Trochę się boję, bo nie wiem jak to się obsługuje... ;)